Trwająca od roku pandemia to sprawdzian dla par. Podczas tego trudnego czasu wiele związków boryka się z utratą pracy, problemami finansowymi, czy po prostu nudą. Spodziewany jest wzrost wniosków rozwodowych po zakończeniu społecznej izolacji, wzorem Chin, Hiszpanii czy Portugalii. Kolejny problem, który narasta to przemoc i agresja. Jak pandemia wpływa na nasze relacje i co robić, aby uniknąć negatywnego scenariusza? Te pytania stawiamy psychologom z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej - dr Beacie Rajbie i Maciejowi Jonkowi.
W Polsce odnotowano w czasie pandemii wzrost liczby rozwodów. Co za nim stoi?
dr Beata Rajba: Jest to trend ogólnoświatowy. Badania niemieckie pokazują, że w czasie lockdownu podjęło decyzję o rozwodzie 2,2% par, podczas gdy w analogicznym okresie w 2018 r. rozwodzić się zaczęło tylko 0,42% małżeństw.
dr Beata Rajba: Jest to trend ogólnoświatowy. Badania niemieckie pokazują, że w czasie lockdownu podjęło decyzję o rozwodzie 2,2% par, podczas gdy w analogicznym okresie w 2018 r. rozwodzić się zaczęło tylko 0,42% małżeństw.
W Polsce punktami zapalnymi mogą być wspólne zamknięcie, pieniądze i przemoc. Zamknięcie, bo pozbawia nas sfery życia, która jest wyłącznie nasza, możliwości ucieczki od obecności partnera ku innym ludziom, a więc generuje więcej sytuacji konfliktowych – na wzrost liczby kłótni w czasie pandemii skarży się 43% badanych.
Pieniądze, bo nawet w czasach przed pandemicznych kłóciły się o nie 3 pary na 4, a w 2020 r. prawie 70% gospodarstw domowych odnotowało mniejsze dochody.
Wreszcie przemoc, która wzrosła dramatycznie. Już 27% naszych badanych odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy przemoc jest uzasadniona w pewnych przypadkach w rodzinie. Nawet jeśli myśleli głównie o biciu dzieci, to i tak skok jest ogromny – w 2018 r. było to 8%. Potwierdzają to zresztą dane telefonów zaufania dla ofiar, które odnotowały znaczny wzrost liczby połączeń, szacunkowo o 1/4.
Maciej Jonek: Paradoksalnie wzrost liczby rozwodów może świadczyć o umacnianiu się instytucji małżeństwa. Podjęcie decyzji, o tym, że związek nie może być już małżeństwem oznacza, że para posiada obraz relacji małżeńskiej oraz ocenia, że ich relacja nie spełnia tych warunków. To może oznaczać, że trwają związki, które w swojej opinii spełniają kryteria małżeństwa. Innymi słowy, w małżeństwach, które trwają, nie pojawia się refleksja, że tak jak żyjemy, dalej się nie da. To wcale nie oznacza, że jest dobrze. To bardziej świadczy o refleksyjności. W wielu przypadkach małżeństwa i związki zawierane są z pewną wizją tego jak nasze wspólne życie będzie wyglądać.
Badania CBOS pokazują, że ponad 70% małżonków zakłada, że oboje będą pracować. To oznacza, że mniej lub bardziej świadomie budowali swój związek do bycia razem przez kilka godzin dziennie. Teraz, kiedy pandemia zamknęła nas w domach dużo więcej czasu spędzanego razem. Wydaje się, że skoro się kochamy, to powinna to być dobra wiadomość. Świetna okoliczność. Jednak nie jest.
Stajemy przed wyzwaniem przemodelowania naszych rodzin i bardzo często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Może być tak, że nie zauważywszy konieczności przejścia kryzysu, zmiany funkcjonowania rodziny, dojdziemy do wniosku, że jednak do siebie nie pasujemy i spróbujemy się rozstać. W tej sytuacji związki rozpadają się, bo nie dostrzegły zadania, które stoi przed nimi, by dalej być razem. Nie zauważyli, że to, że mają siebie dość, doświadczają frustracji, nie działa komunikacja, jest wynikiem sytuacji, a nie tego, że przecenili swoją miłość. Szukają przyczyny w sobie, a nie w sytuacji, zwracają się do wewnątrz i oddalają się od siebie, zamiast zaciekawić się sobą i wpływać na sytuację, zamiast wymuszać zmianę u siebie nawzajem.
A co się zmieniło dla tych par, które ze sobą są nadal?
dr Beata Rajba: Poza częstszymi kłótniami dużym problemem jest podział obowiązków. Wprawdzie tylko 11% badanych kobiet będących w związkach twierdziło, że partner nie robi nic, ale już aż 92% skarżyło się, że jest niesamodzielny – nie pomaga sam z siebie lub nie tak, jak by sobie życzyły.
Mam wrażenie, że możemy tu mieć do czynienia z dwoma zjawiskami. Pierwsze to perfekcjonizm osób, które w sprzątaniu nie idą na kompromisy i mają tendencję do narzucania swoich standardów partnerowi.
Drugi, pewnie częstszy scenariusz, wynika zaś po części z tego, że panowie nie są nauczeni prac domowych, a po części z biernej agresji, złości, że muszą je wykonywać. Taka osoba (niekoniecznie kobieta, ale jednak statystyka jest tu nieubłagana – kobiety w większym procencie zajmują się domem) robi swoje, ale co chwila pyta, jak coś wykonać, albo wykonuje tak, że jej partner ma potem jeszcze więcej pracy – np. „sprząta” dom ładując wszystko razem do jednego wora, który wrzuca do szafy, albo pierze, ale kolorowe z białym. Kobiety z jednej strony w większości deklarowały, że doceniają pomoc partnerów, że doskonale ich oceniają jako ojców, ale w pytaniach opisowych, jednak wskazywały na to, że partnerom „wszystko trzeba mówić”. Myślę, że generuje to wiele złości w parach.
Z drugiej strony może ta niesamodzielność też ma różne nasilenie, bo 13% badanych pań oceniało swój związek jako partnerski, a 67% kobiet i 64% mężczyzn deklarowało, że jest szczęśliwe w związku.
Maciej Jonek: Gdy nasza wizja bycia razem nie jest realizowana, stajemy przed wyborem: może ulec, nie zabiegać o siebie, poddać się sytuacji. Może spróbować nazwać i opisać ją innym. Może po prostu, powiedzieć jak ma być. W końcu można wymusić, by było tak, jak chcemy. Wtedy jedna osoba w związku zaczyna decydować o wszystkim i przymusem, przemocą uzyskuje posłuszeństwo u reszty.
Zwykle wynika to z braku kompetencji, z tego, że nie wiemy jak zacząć rozmawiać, jak posadzić wszystkich przy stole i zaryzykować, że nie uda się uzyskać posłuszeństwa, że nasza wizja będzie musiała zostać ujawniona (a to powoduje, że czujemy się nadzy) i oceniona (a tego bardzo nie lubimy). Pandemia i odraczanie stawania przed konfliktami i nieporozumieniami spowodowało, że coraz trudniej nam stanąć do rozmowy i ubiegać się o swoje potrzeby. Zwłaszcza te, które są bardzo prywatne, osobiste i wskazujące na naszą słabość.
Przemoc w związkach pojawiła się i pogłębiła przez przymus ciągłego bycia razem. Jest to zjawisko, które niekoniecznie powoduje refleksję, że w tym związku nie da się żyć. Upokorzenie i zawód wynikający z odkrycia, że nie jest nam dobrze ze sobą, może powodować, że będziemy starali się to ukryć, a nie zmienić. Wtedy przemoc i krzywda rośnie do momentu, kiedy nie da się już wrócić w związku do czasu, kiedy było dobrze. Mimo że często te wspomnienia pomagają nam przetrwać ból, są one niebezpieczne, bo odwracają naszą uwagę od tego, co będzie i koncentrują na tym co było. Wtedy rozpad związku postępuje, a związani ze sobą nie reagują na to.
Czy wciąż przeważa tradycyjny podział rodziny?
dr Beata Rajba: Zdecydowanie. I chyba niewiele się tu zmieniło od 10 lat, kiedy to w badaniu CBOS 48% badanych deklarowało, że preferuje model partnerski, a jednocześnie w badaniu CPC oceniała zaangażowanie obu partnerów w swoim związku jako równe połowa mężczyzn i zaledwie 27% kobiet.
dr Beata Rajba: Zdecydowanie. I chyba niewiele się tu zmieniło od 10 lat, kiedy to w badaniu CBOS 48% badanych deklarowało, że preferuje model partnerski, a jednocześnie w badaniu CPC oceniała zaangażowanie obu partnerów w swoim związku jako równe połowa mężczyzn i zaledwie 27% kobiet.
Maciej Jonek: Jednym z elementów wpływających na wizję rodziny jest zewnętrzny, społeczny, kulturowy model tego jak wypada, jak należy, jak godzi się żyć. Często działa on przemocowo. Czujemy, że coś musimy, jakoś powinniśmy, czegoś nie wypada.
Wpływ tego zewnętrznego modelu jest taki, jak mu pozwolimy. Możemy traktować go jako sugestię, kontekst, albo jako wymóg, standard. W zależności od tego stajemy do boju z nim lub jedynie go obserwujemy. Ponadto może być też tak, że zewnętrzna wizja pozostaje odporna na zmiany zachodzące w świecie, zatem kiedy my musimy reorganizować swoje życia rodzinne, sposoby bycia razem wpływ zewnętrzny, kulturowy jest nieadekwatny. Jeśli traktujemy go jak część historii, okoliczność to jeszcze jest ok. Jednak jeśli próbujemy w pandemicznej reorganizacji jeszcze traktować oczekiwania społeczne jako równoważne z naszymi, otwiera się jeszcze szersza przestrzeń na przemoc i krzywdę.
Wpływ tego zewnętrznego modelu jest taki, jak mu pozwolimy. Możemy traktować go jako sugestię, kontekst, albo jako wymóg, standard. W zależności od tego stajemy do boju z nim lub jedynie go obserwujemy. Ponadto może być też tak, że zewnętrzna wizja pozostaje odporna na zmiany zachodzące w świecie, zatem kiedy my musimy reorganizować swoje życia rodzinne, sposoby bycia razem wpływ zewnętrzny, kulturowy jest nieadekwatny. Jeśli traktujemy go jak część historii, okoliczność to jeszcze jest ok. Jednak jeśli próbujemy w pandemicznej reorganizacji jeszcze traktować oczekiwania społeczne jako równoważne z naszymi, otwiera się jeszcze szersza przestrzeń na przemoc i krzywdę.
Zapraszamy do kontaktu: