W pandemii trend się zmienił – właściciele zwierząt bez względu na wiek są szczęśliwsi i subiektywnie, i obiektywnie. Mają lepszy nastrój niż osoby, które zwierząt nie posiadają.
W powodu nagłego wzrostu zainteresowania adopcją zwierząt schroniska w krajach, takich jak USA czy Wielka Brytania podczas pandemii opustoszały. Trend ten dostrzec można również w Polsce. Spędzanie większej ilości czasu w domu, praca w trybie home office, ograniczenie podróży i spotkań towarzyskich – te wszystkie, pozornie negatywne aspekty izolacji stworzyły doskonałe warunki dla przygarnięcia bezdomnych zwierząt. Skąd płyną te wnioski? O szczegółach odpowiada dr Beata Rajba, psycholożka z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Pani studenci przeprowadzili w tym roku serię badań odnośnie roli zwierząt w życiu ich właścicieli. Jakie są wyniki?
Zaskakujące, gdyż była to replikacja badań prowadzonych przez studentów Dolnośląskiej Szkoły Wyższej w poprzednich latach. Wtedy wskazywały one, że posiadanie zwierząt poprawia dobrostan subiektywny, ale nie obiektywny – czyli że właściciele zwierząt myślą, że są szczęśliwsi dzięki swoim pupilom, ale obiektywne metody pomiaru nie wykazują różnicy między nimi a osobami, które zwierząt nie mają. Wyjątkiem były głownie osoby starsze, dla których towarzystwo pupila nie tylko rozpraszało samotność, ale nawet przedłużało życie.
W pandemii ten trend się zmienił – właściciele zwierząt bez względu na wiek są szczęśliwsi i subiektywnie, i obiektywnie. Mają lepszy nastrój niż osoby, które zwierząt nie posiadają.
Dlaczego tak się dzieje?
W pandemii rozluźniły się nasze więzi społeczne, jesteśmy zwyczajnie samotni. Zwierzęta po części zaspokajają tę potrzebę kontaktu, opieki, relacji, tym bardziej, ze mamy tendencję do ich antropomorfizowania, czyli do widzenia w nich istot ludzkich. Ma to zresztą swoje dobre i złe strony – dobre, gdy potrzeby pupila stają się dla nas ważne, a on sam ma dzięki temu cudowne życie. Złe, gdy zmuszamy go do zachowań nie mieszczących się w repertuarze jego gatunku, np. uważamy, ze wystarczy mu wytłumaczyć, że czegoś nie wolno, żeby tego nie robił.
Dodatkowo zwierzęta dają nam bezwarunkową miłość. Badacze z Uniwersytetu Tokijskiego wykazali, że np. u psa w trakcie pieszczot czy nawet na widok właściciela poziom oksytocyny, hormonu miłości, wzrasta aż o 50%, osiągając poziom porównywalny do tego w mózgu rodzica na widok dziecka. U kotów wzrost poziomu oksytocyny jest trochę mniejszy, jednak one też przywiązują się do właścicieli. Zaufanie i miłość bezbronnego w gruncie rzeczy zwierzęcia sprawia, że czujemy się ważni, a jednocześnie bezpieczni w relacji z nim.
Co ciekawe, zwierzęta domowe przystosowały się ewolucyjnie do pozostawania w relacji z człowiekiem. Na przykład koty są jedynymi ze wszystkich kotowatych, za wyjątkiem gepardów, które mruczą, dając jasny sygnał, kiedy jest im przyjemnie. Z kolei pies wytworzył w toku ewolucji silne mięsnie mimiczne, których nie ma wilk, a które pozwalają mu robić proszące „oczy spaniela”.
A jednak nie wszyscy ludzie szanują zwierzęta. Wakacje to czas, kiedy szczególnie dużo ich jest porzucane.
Niestety, są ludzie, którzy inne istoty, bez względu na to, czy są to ludzie, czy domowi pupile, traktują jak rzeczy. Można się nimi pobawić, a potem wyrzucić. Dla zwierzęcia jest to olbrzymia trauma, bo ssaki, które trzymamy w domach, mają dokładnie taki sam układ limbiczny w mózgu, jak my, odpowiedzialny za odczuwanie emocji. Powiedziałabym, że emocjonalnie są na poziomie 3-letniego dziecka. Każdy właściciel wie, że jego pupil potrafi odczuwać nie tylko radość czy strach, ale też złość, zazdrość, a nawet ogromne przywiązanie. Dlatego porzucenie jest ogromnym okrucieństwem.