Kolejne luzowanie obostrzeń związanych z pandemią rozpoczęło się po majówce. Korzystamy ze spacerów w parkach i lasach. Od 4 maja wznowione zostało między innymi funkcjonowanie hoteli czy kolejnych lokali w galeriach handlowych, do pracy powracają żłobki i przedszkola. Szkoły zdalnie będą pracować do 24 maja. Przejście do dalszych etapów zdejmowania obostrzeń zależeć ma między innymi od przyrostu liczby zachorowań i wydajności służby zdrowia. Większość z nas przyjmuje rozluźnienie ograniczeń z ulgą, ale nie wszyscy. Dla kogo ten etap może się okazać trudniejszy? Jakie doświadczenia społeczne niesie ze sobą czas pandemii? Jak zmieniły się nasze relacje? Na te pytania odpowiada psycholog dr Beata Rajba z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Większość z nas przyjmuje rozluźnienie ograniczeń z ulgą. Jaki będzie powrót do normalności?
Psycholog, dr Beata Rajba: "Na pewno nie będzie to powrót bezpośrednio do normalności, jaką pamiętamy sprzed pandemii. Już wcześniej Polacy byli jedną z kultur tzw. bezdotykowych – nie rzucamy się sobie na szyję na powitanie, w większości interakcji witamy się bez podawania ręki, utrzymujemy dystans rozmawiając. Teraz przyzwyczailiśmy się do tego, że druga osoba to potencjalne zagrożenie, więc ten dystans będzie przynajmniej przez pewien czas, dopóki sytuacja nie spowszednieje znacznie pogłębiony. Trudniej więc będzie nawiązywać autentyczne relacje.
Czy to znaczy, że nasze relacje nie będą już takie same?
I tak i nie. Z jednej strony niewiele się na dłuższą metę zmieni. Zaadaptujemy się do kryzysu, poza osobami szczególnie doświadczonymi np. stratą bliskich czy załamaniem sytuacji życiowej przebolejemy ewentualne straty. Na pewno jednak pogłębią się podziały międzyludzkie, zawęzi krąg tych, których definiujemy jako „my” w opozycji do „oni” – do kręgu „my” będą się zaliczać ci, którzy pójdą na wybory, lub wręcz przeciwnie, skrupulatnie będą przestrzegać środków ostrożności nawet gdy przestaną one być obowiązkowe, lub ostentacyjnie będą z nich drwić i się przeciwko nim buntować. Zaognią się zarówno podziały polityczne jak i te oparte na nierówności ekonomicznej.
Z drugiej strony część z nas wyniesie z czasu pandemii nowe doświadczenia. Dla wielu będzie ono traumatyczne. Ofiary przemocy zostały właściwie zamknięte w domu z oprawcami, bez pomocy, bezpiecznej odskoczni w postaci pracy. Przemoc domowa wzrosła według ostrożnych szacunków o 40%. Dotkliwa bezradność stała się udziałem dzieci z rodzin biednych lub z problemem alkoholowym, osoby bezdomne, utrzymujące się z prac dorywczych, korzystające na co dzień z dożywiania w szkołach i opieki różnych instytucji. Dla nich skutki pandemii nie skończą się wraz ze spadkiem zachorowań, będą trwały w postaci zespołu stresu pourazowego czy depresji.
Jednocześnie wiele osób doświadczyło bezcennego poczucia wspólnoty, wpływu na sytuację, bycia potrzebnym, angażując się w zachowania prospołeczne, i myślę, że ta postawa ukształtuje w nich większą zdolność, jeśli nie empatii, to przynajmniej myślenia o innych, gotowość do niesienia pomocy. Przykład WOŚP pokazuje, że mamy tu ogromny potencjał, jednak jednocześnie być może niektórych pandemia nauczy pomagać na co dzień, w skali mikro.
Dla kogo powrót do normalności będzie szczególnie trudny?
Obok osób doświadczonych przez los w czasie pandemii, które straciły tyle, że trudniej im się będzie im się podnieść, grupą szczególnie narażoną są osoby z lękiem społecznym. Jest to spora grupa. Zgodnie z wynikami badania EZOP fobia społeczna była problemem deklarowanym przez 1,6% Polaków, jednak już badania amerykańskie, o trochę mniej restrykcyjnych kryteriach, wskazują, że nawet 13,3 % osób, częściej młodych, doświadcza nasilonego lęku w kontaktach z innymi. Osoby te stosunkowo dobrze znosiły izolację, przynajmniej w zakresie kontaktów z innymi, bo ich ograniczenie i przeniesienie do Internetu zmniejszało o części lęk. Jednak powrót do realnych kontaktów może być dla nich znacznym wzywaniem, gdyż przyjdzie im się na nowo przyzwyczajać do kontaktów z innymi ludźmi – w żargonie psychologicznym desensytyzować lęk.
Drugą grupą, której będzie trudno się przystosować do mniejszego rygoru sanitarnego są osoby z fobiami dotyczącymi czystości i chorób, z przymusem mycia rąk czy unikania brudu. Dla nich świat wokół stał się swego rodzaju biologicznym polem minowym, ludzie wokół są odbierani jako skrajne zagrożenie, więc codzienne kontakty będą się wiązały z ogromnym lękiem.
Czy psycholodzy i terapeuci z DSW obserwują już taki trend?
Jak najbardziej. W poszukiwaniu wsparcia psychologicznego zgłaszali się do nas początkowo głównie studenci DSW z zaburzeniami nastroju, pogłębieniem istniejącej już wcześniej depresji. Teraz, szczególnie od czasu, gdy rząd ogłosił ponownie otwarcie żłobków i przedszkoli, a w dalszej perspektywie również innych etapów edukacji, to właśnie osoby z lękiem społecznym i fobiami częściej potrzebują pomocy.
Na co się skarżą?
Na pierwszy plan wysuwa się tu przykry lęk, ataki paniki, zamartwianie, bezsenność, drażliwość, ale też próby kontrolowania zagrożenia poprzez różne bardziej lub mniej skuteczne czynności. Terapia tego typu zaburzeń jest trudna, gdyż pacjent jest przerażony, lęk go paraliżuje, a tymczasem poprawa jego stanu wymaga rezygnacji z zachowań, które w jego mniemaniu są adekwatne do zagrożenia i go chronią. Być może chronią faktycznie, ale jednocześnie pociągają za sobą ogromne koszty emocjonalne i psychiczne, wymagają ogromnego nakładu sił i sieją spustoszenie zarówno w psychice, jak i w relacjach z innymi."
W razie pytań, prosimy o kontakt.