Po długiej przerwie i nauce zdalnej, od 18 stycznia najmłodsze dzieci wróciły szkół i nauki stacjonarnej. Jak nauka zdalna, która z krótkimi przerwami trwa od marca, wpływa na dzieci? Z jakimi skutkami mierzą się rodzice i nauczyciele? Jak długotrwały brak kontaktów z rówieśnikami, długie przebywanie przed ekranem komputera i smartfona odbijają się na psychice najmłodszych i nastolatków? Na co uwagę powinni zwrócić nauczyciele i rodzice? Jakie problemy w rodzinie pogłębia sytuacja w której stawia nas pandemia? Co pokazują badania? Na te pytania odpowiada dr Beata Rajba, psycholog z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Powrót do szkoły dzieci klas I-III to zapewne decyzja podyktowana nie tylko względami ekonomicznymi. Organizacje zajmujące się dziećmi podkreślały, że to one zaliczyły największy regres. Czyli właściwie co?
Cofnęły się w rozwoju, straciły umiejętności, które już zdobyły. Faktycznie u tak małych dzieci nauczanie zdalne to właściwie fikcja. Nawet w klasie, pilnowane i przywoływane do porządku przez nauczyciela, nie są w stanie długo podtrzymać uwagi. Dlatego potrzebna jest różnorodność ćwiczeń, krótkie zadania, uwzględniające różne umiejętności i dużo ruchu. Tego się nie da przenieść do nauczania on-line.
Internet pełen jest dramatycznych relacji rodziców, których dzieci zatraciły zdolność czytania i pisania, a nawet wróciły do pieluch, co zresztą zapewne wiąże się z głębszym problemem niż tylko brak kontaktu z rówieśnikami. Jednak należy też pamiętać, że małe dzieci mają największą zdolność przystosowania, bardzo szybko przyswajają czy odzyskują zapomniane umiejętności, więc o ile dorastają w normalnej, nie zagrażającej rodzinie, nie ma obaw, że po lockdownie zostanie u nich jakiś trwały ślad. Na pewno nie będzie to „pokolenie stracone”, jak alarmują niektórzy.
A co ze starszymi dziećmi?
Grupą wiekową najbardziej dotkniętą przez pandemię są nastolatki. Aż 44%, dwa razy więcej, niż w 2018 r., zmaga się z objawami depresji. 20% ma myśli samobójcze. 2 na 3 ma objawy odstawienne świadczące o uzależnieniu od komórki i komputera – tu skok nie jest duży, bo o zaledwie 6%, ale wydaje się, że uzależnienie w tej grupie uległo pogłębieniu. Również około 40% cierpi z powodu uporczywego lęku, chociaż tu wyniki nie są jednoznaczne – brytyjskie badania wskazują, że zdalne nauczanie przyniosło obniżenie poziomu stresu. Można szacować, że nawet jeden na pięciu nastolatków potrzebuje szybkiej pomocy specjalisty. Jest to bardzo niepokojący trend.
Przestrzegałabym jednak przed wiązaniem tego wszystkiego wyłącznie z brakiem szkoły i izolacją społeczną. Pogłębia się patologia polskiej rodziny. Dorośli też są zestresowani, w kolejnych badaniach coraz większa grupa boryka się z obniżeniem nastroju – aktualnie dotyczy to już blisko połowy badanych. Polacy więcej piją, jeden na pięciu stracił przynajmniej częściowo źródło dochodów, drastycznie wzrosła nie tylko liczba aktów przemocy, ale też akceptacja dla niej – w naszym badaniu aż 26% deklarowało, że w niektórych przypadkach jest ona uzasadniona w rodzinie. Zapewne w większości mieli na myśli klapsy. Cierpliwość rodziców jest na wyczerpaniu, i zapewne uwaga, którą dają dziecku, to głównie uwaga negatywna – krzyk, przemoc, ciągłe kary.
Czy w związku z tym nastolatki powinny wrócić do szkół?
Odpowiedź na to pytanie zależy przede wszystkim od epidemiologów. Na pewno przedłużająca się izolacja nie pomaga im pod względem emocjonalnym, ale też zwiększa nierówności między nimi. Niektórych rodziców stać na korepetycje wyrównujące gorszą jakość zdalnego nauczania, czuwają nad tym, czy dzieci się uczą. Inni uczniowie mają tylko to zdalne nauczanie i są właściwie zostawieni sami sobie.
Mogę sobie jednak również wyobrazić scenariusz, w którym dziecko idzie do szkoły, przynosi zeń wirusa i zaraża ukochanego dziadka, a potem żyje z poczuciem winy i traumą. Dlatego nie uważam, że powrót do szkół powinien się odbywać wyłącznie ze względu na presję wyczerpanych rodziców. Są ważniejsze kwestie, które należałoby rozwiązać już teraz, dopóki dzieci uczą się zdalnie.
Jakie to kwestie?
Pierwszą jest odchudzenie podstawy programowej. Nauczanie zdalne czy hybrydowe wymaga dokonania wyborów, które nie są nawet trudne. Myślę, że większość rodziców w trakcie zdalnego nauczania uświadomiła sobie, ile zupełnie niepotrzebnej wiedzy muszą przyswoić nasze dzieci, żeby zaliczyć przedmioty szkolne. Powierzchnia największych polskich jezior, przebieg wojen o niepodległość Włoch prawie 200 lat temu, przeładowany i arcynudny spis lektur – po co dzieci mają to wiedzieć? Do czego im się to przyda w życiu? Byłam szczerze zdziwiona, czytając podręczniki do geografii, chemii czy fizyki z 7. klasy. To są pasjonujące przedmioty, dzieci i nastolatkowie zwykle się garną do wiedzy o tym, jak działa to, co obserwują wokół siebie, ale poziom nudy zniechęci nawet najbardziej ciekawe świata dziecko. Dlatego nie boleję nad tym, że dzieci niewiele się uczą w czasie pandemii, a nad tym, że nie ma selekcji tej wiedzy, refleksji, co jest kształcące, ciekawe i przydatne, a co stanowi jedynie obciążenie i zniechęca do nauki.
Drugą i znacznie ważniejszą sprawą jest wdrożenie jak najszybciej programów wsparcia dzieci z problemami psychicznymi i ich rodzin. Sam w sobie powrót do szkoły nie tylko wiele nie zmieni dla tych dzieci, ale wręcz może pogorszyć ich stan. A tymczasem terminy oczekiwania na wizytę u psychiatry na NFZ są absurdalnie długie: 110-240 dni we Wrocławiu. Nie ma miejsc w szpitalach, dzieci z nasilonymi myślami samobójczymi, tnące się, w depresji są odsyłane do domów. Nie ma gdzie się zwrócić w przypadku uzależnienia dziecka od komputera i komórki. Powrót do szkół bez takiego szeroko zakrojonego programu tak naprawdę nie poprawi zbyt wiele. Wręcz obawiam się fali samobójstw, gdy do aktualnych problemów dojdzie większa presja szkolna.
Co w takim razie możemy doradzić rodzicom dzieci, które w pandemii przestały sobie radzić?
Przede wszystkim, żeby nie liczyli na powrót do szkoły, nie łudzili się, że wszystko wraz z nim wróci do normy. Żeby szukali pomocy, gdzie się da, zaczynając od psychologa lub pedagoga szkolnego, który ma najlepsze informacje o tym, gdzie w danej miejscowości można taką pomoc znaleźć, a może też wspomóc rodzica w rozmowach z nauczycielami.
Niekoniecznie szukanie pomocy trzeba zaczynać od psychiatry. Przy słabo, lub umiarkowanie nasilonych objawach podstawą pracy z dzieckiem jest terapia i wdrażanie zaleceń specjalisty przez rodziców oraz nauczycieli. A tymczasem do psychologa terminy są krótsze nawet na NFZ. Choć oczywiście, o ile nas stać, lepiej ponieść koszt prywatnych wizyt, niż patrzeć, jak dziecko się męczy czekając kilka tygodni na pomoc. Zaburzenia depresyjne czy lękowe choroba jak każda inna i nie ma co próbować jej przeczekać, trzeba działać.
Warto też pamiętać, że depresja nastolatka nie zawsze odpowiada popularnemu wyobrażeniu smutku i płaczliwości. Często jest mylona z właściwym dla tego wieku buntem, może przybierać formę zaburzeń somatycznych, czyli przejawiać się przez objawy takie jak powtarzające się bóle, dolegliwości ze strony układu pokarmowego, duszności i szybkie bicie serca. Czasem dziecko po prostu znika, wycofuje się z relacji i aktywności, siedzi przed komputerem, a zapracowani rodzice nawet tego nie zauważają. U nawet 75% dzieci depresji towarzyszy nasilony lęk. Dziecko może się nadmiernie objadać, albo przestać jeść w ogóle. Może być senne i osowiałe lub pobudzone, może się budzić nad ranem lub mieć problemy z zaśnięciem, albo przesypiać większość doby. Może spróbować uciec w gry lub używki. Wreszcie, może się samookaleczać i ukrywać rany pod ubraniem. Jeśli niepokojące nas zachowanie dziecka trwa ponad 2 tygodnie, jest to dobry powód do konsultacji ze specjalistą.
Zapraszamy do kontaktu z rzecznikiem prasowym DSW: