Historia astrologii sięga starożytności, a sama dziedzina aż do XVII wieku nauczana była nawet na uniwersytetach, stanowiąc dziedzinę nadrzędną względem astronomii. Dlaczego jednak nawet w XXI wieku trend czytania z gwiazd nie słabnie, a wręcz przeciwnie, rośnie w siłę? Dlaczego konstelacje gwiazd i planet wydają się być źródłem wiedzy bardziej wiarygodnej, niż nauki empiryczne, a próba odczytania tkwiących na niebie znaków jest wciąż tak kusząca?
Rozmowa z dr Beatą Rajbą, psycholożką z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej
Czy planety faktycznie mogą mieć jakikolwiek wpływ na naszą psychikę, poza tym że w pełnię męczy nas bezsenność?
Nie, są za daleko, by oddziaływać na nas fizycznie, a ich wzajemny układ w momencie narodzin jest tylko sprawą pozorną – tak wyglądają z naszej perspektywy. Jedyna zależność, której nie neguje nauka, to statystycznie większa skłonność do chorowania na niektóre choroby psychiczne, takie jak depresja czy schizofrenia, a także cukrzyca typu I, u osób, które urodziły się na wiosnę. Jest to zapewne związane tym, że wczesny okres ciąży przypadał na zimę, kiedy w pożywieniu jest mniej witamin, a więcej mykotoksyn, pogoda nie zachęca ciężarnej do wychodzenia z domu, brakuje słońca, a więc i witaminy D3, wreszcie większe jest ryzyko zachorowania na różne infekcje wirusowe, które dla nas mogą się skończyć katarem, ale na płód potrafią oddziaływać znacznie poważniej. Dlatego też dzieci urodzone na przełomie wiosny i lata mają niższą masę urodzeniową, a także o 17% większe ryzyko popełnienia samobójstwa. Zresztą ta zależność nie dotyczy tylko nas, ludzi. Psy, których „życie płodowe” przypadło na okres zimowy, mają większe ryzyko chorób serca.
Nawet bezsenność w czasie pełni nie wynika z tego, że księżyc sam w sobie na nas oddziałuje, a z tego, że wieczorem i w nocy jest więcej światła o niebieskiej barwie, co utrudnia organizmowi rozgraniczenie nocy i dnia i zaburza sterowany melatoniną cykl snu.
Astrologia jest, jak to zgrabnie ujął wybitny fizyk i noblista Richard Feynman, „trwającym od 2000 lat nonsensem”. A jednak trwa i ma się bardzo dobrze. Astrolodzy zarabiają więcej, niż psycholodzy!
Próba przypisywania konkretnych cech osobom spod konkretnych znaków zodiaku może nosić znamiona próby kategoryzacji osobowości ludzkich. Czy takie może być podłoże astrologii? Czy to dawna próba zrozumienia ludzkiej psychiki?
Jeśli przyjrzymy się dokładniej opisom znaków zodiaku, zauważymy, że są one konstruowane zgodnie z efektem Barnuma-Forera, zwanym też efektem horoskopowym. W 1948 r. Bertram Forer zainspirowany pokazami cyrkowca Barnuma, kazał swoim studentom wypełnić test osobowości. Następnie wyrzucił kwestionariusze i przedstawił im opis ich osobowości rzekomo oparty na wynikach tego testu, a de facto złożony z fragmentów horoskopów. Studenci nie wiedzieli, że wszyscy dostali ten sam opis. Oceniali trafność tej analizy na skali od 1 do 5. Średnia ocen wyniosła 4,26!
Horoskopy są pisane tak, żeby pasowały do każdego. Zawierają sformułowania zapraszające do nadinterpretacji („spotkasz kogoś nowego” albo „spotka Cię przykrość”), pochlebstwa („jesteś lubiany” czy „jesteś człowiekiem inteligentnym, choć się tym nie chwalisz”), przeplatane słowami mającymi uśpić czujność odbiorcy, jeśli przypadkiem przypomni on sobie zachowanie niezgodne z horoskopem (zazwyczaj, często) i komunikatami sprzecznymi („jesteś zazwyczaj romantyczna, ale potrafisz twardo stąpać po ziemi”).
Dodatkowym czynnikiem zwiększającym skuteczność horoskopu jest efekt samopotwierdzenia. Nasza pamięć działa wybiórczo – zapamiętujemy i przypominamy sobie to, co nam pasuje do koncepcji siebie. A horoskop nam tę koncepcję podsuwa, stając się filtrem zdarzeń przychodzących nam na myśli i oczywiście potwierdzających wróżbę.
Zainteresowanie astrologią można zrozumieć w odniesieniu do dawniejszych czasów, gdy nauka nie była jeszcze mocno rozwinięta, ale jak tłumaczyć fascynację np. retrogradacją Saturna i dopatrywać się w tym wpływu na naszą codzienność?
W człowieku drzemie, a właściwie nie drzemie tylko huczy przemożna potrzeba kontrolowania swojego życia. Jest ona tym silniejsza, im silniejszy jest lęk i poczucie bezradności. Do tego mamy większa lub mniejszą osobowościową tendencję do przeceniania swojego wpływu na rzeczywistość. Nie jest to kwestia wiedzy, a mechanizmu obronnego, jakim jest myślenie magiczne.
Już Skinner, jeden z czołowych badaczy behawioryzmu, zauważył, że jest to prosty mechanizm oparty na klasycznym warunkowaniu. Nauczył on swoje gołębie być przesądnymi, dając im w przypadkowych momentach porcję ziarna. Jeśli gołąb w momencie, gdy dostawał ziarno, machał skrzydłami, uczył się, że za machanie skrzydłami dostaje ziarno i machał nimi, dopóty nie dostawał kolejnej porcji ziarna. Z każdą porcją mechanizm się utrwalał. Również ludzie wierzą w przesądy, bo przypadkową zbieżność czasową mylą z zależnością przyczynowo-skutkową.
Jakie są bardziej wiarygodne źródła wiedzy o drugim człowieku, niż planety i gwiazdy? Na jakie aspekty osobowości możemy zwrócić uwagę, by dowiedzieć się więcej o drugim człowieku?
Wiara w astrologię już wiele mówi nam o stosowanych przez daną osobę strategiach radzenia sobie z lękiem. Bardzo wiele możemy wywnioskować także z pierwszego kontaktu, przy czym wnioskowanie to trwa sekundy. Omiatamy wzrokiem drugiego człowieka, zwykle od pasa w górę, zwracając uwagę na zaledwie kilka aspektów:
- wyraz oczu i ust, czyli mimikę, ale też gestykulację, mówiącą nam, jakie nastawienie do nas ma druga osoba, gdzie patrzy, w jakim jest stanie emocjonalnym;
- atrybuty płciowe, np. piersi u kobiet, ładną cerę, włosy, wcięcie w talii, zupełnie nieświadomie oceniając, czy mamy przed sobą partnera lub partnerkę zdrową i zdolną do rozmnażania;
- atrybuty posiadania i oznaki pozycji społecznej, takie jak ubiór, biżuteria czy zachowanie, które mówią nam, kim ta osoba jest w hierarchii, czy stoi wyżej, czy niżej niż my.
Jest to dobra wiadomość dla tych, którzy martwią się kształtem swojego nosa czy odstającymi uszami – nikt na nie nie patrzy. W dalszej kolejności oceniany jest głos rozmówcy, sposób, w jaki podaje on rękę (cenimy silny uścisk dłoni, ale agresywny uścisk do bólu lub pozbawiona energii „śnięta ryba” nie budzą zaufania).
Oczywiście pierwsze wrażenie jest obarczone olbrzymim błędem. Osoba, którą mamy przed sobą, może grać albo ukrywać pewne aspekty siebie. My z kolei mamy tendencję do nadinterpretacji. Często też osoba, której imię czy wygląd kojarzy nam się z kimś nielubianym, uzyskuje niezasłużenie niepochlebną ocenę. Jednak o dziwo pierwsze wrażenie jest zwykle całkiem trafne, chyba, ze mamy do czynienia z osobą z zaburzeniem osobowości. Osoba z narcystycznym zaburzeniem osobowości chce nas „uwieść”, by móc się przeglądnąć w naszym zachwycie jak w lustrze. Ktoś, kto ma zaburzenie osobowości histrioniczne, potraktuje nas jak publiczność i odegra przed nami rolę, często flirtując i uwodząc, zaś osoba z zaburzeniem borderline będzie nas w pierwszym momencie idealizować, widzieć w nas anioła, geniusza czy herosa. Takie zachowanie drugiej strony daje nam wrażenie akceptacji, podziwu, jest bardzo przyjemne. Wówczas intuicja może nas zawieźć. Rację ma przysłowie, które mówi, ze „prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Aby kogoś poznać i zrozumieć, potrzeba przede wszystkim czasu.