Lęk, strach, a nawet panika. Epidemia, która rozprzestrzenia się dookoła budzi obawy i niepewność. Dlaczego panikujemy? Jak radzić sobie ze stresem i napięciem? Na te pytania odpowiada dr Beata Rajba, psycholog z Dolnośląskiej Szkoły Wyzszej.
Dlaczego panikujemy w obecnej sytuacji?
"Po pierwsze, dlatego że pozostajemy w niepewności decyzyjnej, otrzymując sprzeczne informacje. Jeszcze 31 stycznia minister zdrowia, Łukasz Szumowski, zapewniał, że wirus 2019-nCoV ma śmiertelność niewiele większą niż grypa sezonowa, miesiąc później jednak WHO oszacowało śmiertelność na 3,4 %. „Wirus Wuhan jest bardzo zakaźny, szybko się przenosi, a przebieg choroby u prawdopodobnie co czwartego pacjenta jest bardzo ciężki” - donosi PAP cytując prof. Adama Antczaka, pulmonologa z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
W Niemczech zaleca się obywatelom, by zgromadzili zapasy na 2 tygodnie, z uwzględnieniem świeczek, wody pitnej i zapałek. Brakuje leku przeciwwirusowego uważanego za skuteczny, chorzy w Polsce są leczeni objawowo, we Włoszech nie ma dostatecznej liczby respiratorów, a lekarze muszą wybierać, o czyje życie bardziej opłaca się walczyć - donoszą media.
Na dodatek zamykają się szkoły i uczelnie, odwoływane są imprezy masowe, zamykane są granice, urzędy proszą o załatwianie spraw drogą elektroniczną, w sklepach obawiamy się o zaopatrzenie, a rząd coraz częściej dementuje, bo nie brakuje fake newsów.
Niskie wśród Polaków zaufanie do władz, a także do siebie nawzajem sprawia, że powtarzanie by nie panikować przynosi odwrotny skutek – nie będąc w stanie oszacować zagrożenia (bo tak naprawdę na razie jest to trudne) puszczamy wodze fantazji lub dajemy wiarę czarnym scenariuszom i panikujemy.
W lęku zaczynamy selekcjonować dopływające do nas informacje zgodnie z nastawieniem emocjonalnym, jesteśmy bardziej skłonni puszczać mimo uszu doniesienia, że choroba najczęściej przebiega łagodnie, a sklepy ani miasta nie zostaną zamknięte, za to chętnie dajemy posłuch katastroficznym doniesieniom i teoriom spiskowym, które w przypadku epidemii stanowią już swego rodzaju tradycję.
Niewątpliwie nie pomaga również fakt, że koronawirus stał się wiodącym tematem zarówno w radiu, prasie i telewizji, jak i w mediach społecznościowych i w rozmowach prywatnych. To zjawisko się samo napędza, zgodnie z heurystyką dostępności uznajemy, że jak czegoś jest dużo, ciągle o tym słyszymy, to sytuacja jest poważna."
"Po pierwsze, dlatego że pozostajemy w niepewności decyzyjnej, otrzymując sprzeczne informacje. Jeszcze 31 stycznia minister zdrowia, Łukasz Szumowski, zapewniał, że wirus 2019-nCoV ma śmiertelność niewiele większą niż grypa sezonowa, miesiąc później jednak WHO oszacowało śmiertelność na 3,4 %. „Wirus Wuhan jest bardzo zakaźny, szybko się przenosi, a przebieg choroby u prawdopodobnie co czwartego pacjenta jest bardzo ciężki” - donosi PAP cytując prof. Adama Antczaka, pulmonologa z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
W Niemczech zaleca się obywatelom, by zgromadzili zapasy na 2 tygodnie, z uwzględnieniem świeczek, wody pitnej i zapałek. Brakuje leku przeciwwirusowego uważanego za skuteczny, chorzy w Polsce są leczeni objawowo, we Włoszech nie ma dostatecznej liczby respiratorów, a lekarze muszą wybierać, o czyje życie bardziej opłaca się walczyć - donoszą media.
Na dodatek zamykają się szkoły i uczelnie, odwoływane są imprezy masowe, zamykane są granice, urzędy proszą o załatwianie spraw drogą elektroniczną, w sklepach obawiamy się o zaopatrzenie, a rząd coraz częściej dementuje, bo nie brakuje fake newsów.
Niskie wśród Polaków zaufanie do władz, a także do siebie nawzajem sprawia, że powtarzanie by nie panikować przynosi odwrotny skutek – nie będąc w stanie oszacować zagrożenia (bo tak naprawdę na razie jest to trudne) puszczamy wodze fantazji lub dajemy wiarę czarnym scenariuszom i panikujemy.
W lęku zaczynamy selekcjonować dopływające do nas informacje zgodnie z nastawieniem emocjonalnym, jesteśmy bardziej skłonni puszczać mimo uszu doniesienia, że choroba najczęściej przebiega łagodnie, a sklepy ani miasta nie zostaną zamknięte, za to chętnie dajemy posłuch katastroficznym doniesieniom i teoriom spiskowym, które w przypadku epidemii stanowią już swego rodzaju tradycję.
Niewątpliwie nie pomaga również fakt, że koronawirus stał się wiodącym tematem zarówno w radiu, prasie i telewizji, jak i w mediach społecznościowych i w rozmowach prywatnych. To zjawisko się samo napędza, zgodnie z heurystyką dostępności uznajemy, że jak czegoś jest dużo, ciągle o tym słyszymy, to sytuacja jest poważna."
Czy jest faktycznie?
"Tego nie wiemy, a opinie ekspertów, mówiących, że sytuacja jest poważna, ale nie należy panikować, tylko dostosować się do zaleceń, giną w tłumie samozwańczych znawców. Na pewno pandemia jest wyzwaniem nie tylko organizacyjnym i zdrowotnym, ale też ekonomicznym – kina są zamknięte, bary puste, koszty działań ogromne. Tylko handel ma się na razie stosunkowo dobrze, Polacy ruszyli do sklepów spożywczych. "
Dlaczego wykupujemy makaron, mąkę, mydło i papier toaletowy?
"W znacznej mierze dlatego, że konkretne działania dają nam poczucie kontroli, a tym samym odbudowują po części poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności najbliższej przyszłości. Robimy to też wyłącznie dlatego, że tak robią inni. Co w takim razie robić, by sobie poradzić z lękiem? W psychoterapii poznawczo-behawioralnej funkcjonuje pojęcie „kajzerki emocjonalnej”, sprzężonego układu złożonego z myśli, emocji, zachowań i reakcji fizjologicznych naszego organizmu. Wszystkie elementy tego układu oddziałują na siebie wzajemnie.
Jeśli więc zrelaksujemy się lub odciągniemy uwagę od czarnych myśli dobrą książką lub filmem, wyciszymy też nasze emocje i uśmierzymy lęk. Co ciekawe, dystrakcja, czyli odwracanie uwagi od bodźca powodującego lęk, jest jednym ze skuteczniejszych sposobów radzenia sobie w sytuacji, na której rozwój mamy dość ograniczony wpływ.
Możemy też oddziaływać aktywnie na swój sposób myślenia, choć raczej nie zadziała tu zaklinanie rzeczywistości „będzie dobrze”, a bardziej podsumowanie faktów: podjęte środki bezpieczeństwa mają na celu nie ratować nas jako społeczeństwo przed niechybną śmiercią, a spowolnić wzrost liczby zachorowań tak, by szpitale nie były przepełnione, jak to ma miejsce we Włoszech. Sam wirus wydaje się, zgodnie ze statystykami podawanymi przez WHO, niebezpieczny głównie dla osób starszych i obarczonych ciężkimi chorobami. Wreszcie, ryzyko zarażenia da się zmniejszyć stosując się do podstawowych zasad bezpieczeństwa, takich jak mycie rąk, płacenie kartą, by nie dotykać banknotów, witanie się bez podawania ręki czy unikanie dużych skupisk ludzkich.
Na pewno nie jest rozsądnym i adaptacyjnym rozwiązaniem bagatelizowanie problemu – spotykanie się ze znajomymi i życie tak, jakby to były wakacje, a nie stan zagrożenia epidemicznego. Przynosi wprawdzie emocjonalną ulgę, ale jednocześnie naraża nie tylko nas, ale również ludzi wokół na niebezpieczeństwo. Nigdy nie wiemy, czy w pobliżu nie ma kogoś z grupy ryzyka. Nasz lęk mogą jednak zmniejszyć zachowania prospołeczne, takie jak opiekowanie się osobami starszymi w bezpośrednim sąsiedztwie poprzez np. robienie im zakupów i przekazywanie ich w sposób pozwalający im uniknąć kontaktu z kimkolwiek, w tym z nami. Już w czasie powodzi we Wrocławiu w roku 97 widać było, że ci, którzy aktywnie pomagali, znieśli pełne niepokoju chwile znacznie lepiej, niż ci, którzy zamknęli się w domach i słuchali biernie doniesień."
A co z makaronem i papierem toaletowym?
"Zawsze warto mieć kilkudniowy zapas na wypadek, gdybyśmy jednak zachorowali i musieli poleżeć w łóżku. Natomiast wykupywanie całego sklepu nie ma sensu – nawet we Włoszech i w Whuhan sklepy i apteki pozostały otwarte."
"Tego nie wiemy, a opinie ekspertów, mówiących, że sytuacja jest poważna, ale nie należy panikować, tylko dostosować się do zaleceń, giną w tłumie samozwańczych znawców. Na pewno pandemia jest wyzwaniem nie tylko organizacyjnym i zdrowotnym, ale też ekonomicznym – kina są zamknięte, bary puste, koszty działań ogromne. Tylko handel ma się na razie stosunkowo dobrze, Polacy ruszyli do sklepów spożywczych. "
Dlaczego wykupujemy makaron, mąkę, mydło i papier toaletowy?
"W znacznej mierze dlatego, że konkretne działania dają nam poczucie kontroli, a tym samym odbudowują po części poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności najbliższej przyszłości. Robimy to też wyłącznie dlatego, że tak robią inni. Co w takim razie robić, by sobie poradzić z lękiem? W psychoterapii poznawczo-behawioralnej funkcjonuje pojęcie „kajzerki emocjonalnej”, sprzężonego układu złożonego z myśli, emocji, zachowań i reakcji fizjologicznych naszego organizmu. Wszystkie elementy tego układu oddziałują na siebie wzajemnie.
Jeśli więc zrelaksujemy się lub odciągniemy uwagę od czarnych myśli dobrą książką lub filmem, wyciszymy też nasze emocje i uśmierzymy lęk. Co ciekawe, dystrakcja, czyli odwracanie uwagi od bodźca powodującego lęk, jest jednym ze skuteczniejszych sposobów radzenia sobie w sytuacji, na której rozwój mamy dość ograniczony wpływ.
Możemy też oddziaływać aktywnie na swój sposób myślenia, choć raczej nie zadziała tu zaklinanie rzeczywistości „będzie dobrze”, a bardziej podsumowanie faktów: podjęte środki bezpieczeństwa mają na celu nie ratować nas jako społeczeństwo przed niechybną śmiercią, a spowolnić wzrost liczby zachorowań tak, by szpitale nie były przepełnione, jak to ma miejsce we Włoszech. Sam wirus wydaje się, zgodnie ze statystykami podawanymi przez WHO, niebezpieczny głównie dla osób starszych i obarczonych ciężkimi chorobami. Wreszcie, ryzyko zarażenia da się zmniejszyć stosując się do podstawowych zasad bezpieczeństwa, takich jak mycie rąk, płacenie kartą, by nie dotykać banknotów, witanie się bez podawania ręki czy unikanie dużych skupisk ludzkich.
Na pewno nie jest rozsądnym i adaptacyjnym rozwiązaniem bagatelizowanie problemu – spotykanie się ze znajomymi i życie tak, jakby to były wakacje, a nie stan zagrożenia epidemicznego. Przynosi wprawdzie emocjonalną ulgę, ale jednocześnie naraża nie tylko nas, ale również ludzi wokół na niebezpieczeństwo. Nigdy nie wiemy, czy w pobliżu nie ma kogoś z grupy ryzyka. Nasz lęk mogą jednak zmniejszyć zachowania prospołeczne, takie jak opiekowanie się osobami starszymi w bezpośrednim sąsiedztwie poprzez np. robienie im zakupów i przekazywanie ich w sposób pozwalający im uniknąć kontaktu z kimkolwiek, w tym z nami. Już w czasie powodzi we Wrocławiu w roku 97 widać było, że ci, którzy aktywnie pomagali, znieśli pełne niepokoju chwile znacznie lepiej, niż ci, którzy zamknęli się w domach i słuchali biernie doniesień."
A co z makaronem i papierem toaletowym?
"Zawsze warto mieć kilkudniowy zapas na wypadek, gdybyśmy jednak zachorowali i musieli poleżeć w łóżku. Natomiast wykupywanie całego sklepu nie ma sensu – nawet we Włoszech i w Whuhan sklepy i apteki pozostały otwarte."